![]() |
|
|||||||||||
|
Przed dziewiątą przed naszym hotelem pojawił się minibus, który umówiliśmy (od czego są arkadasze!) dzień wcześniej, a który miał nas za około 50 dolarów wozić po okolicy przez cały dzień. Najpierw pojechaliśmy przez miejscowość Uczisar do Doliny Gołębiej skąd był wspaniały widok na twierdzę Uczisar oraz kapadockie grzybki. Jako dodatkowa "atrakcja" (choć zupełnie nieplanowana), w czasie gdy byliśmy w dolinie, w miasteczku leżącym u podnóża twierdzy wybuchł pożar, w efekcie kłęby dymu zasnuły spory kawałek nieba. Dalej pojechaliśmy bocznymi drogami w kierunku Derinkuju. Po drodze mieliśmy okazję obejrzeć (na szczęście tylko z zewnątrz) lokalne więzienie, przed bramą którego tłoczył się tłumek rodzin czekających na widzenie ze skazanymi. Z więzienia tego było bardzo trudno się wydostać bynajmniej nie z powodu wyrafinowanych systemów zabezpieczających, ale z powodu jego usytułowania - znajdowało się ono na suchym płaskowyżu środkowej Anatolii, (na którym oprócz kamieni można tylko spotkać gdzieniegdzie suche trawy) w odległości ponad 20 km od najbliższych siedzib ludzkich. Derinkuju znajdujące się w południowej Kapadocji słynne jest dzięki podziemnemu
miastu, które tu się znajduje. Geneza jego powstania jest podobna jak
kościółków, które widzieliśmy dzień wcześniej - w takich miastach, wydrążonych
w miekkim tufie, chronili się tubylcy przez najazdami obcych. My zaś udaliśmy się w dalszą drogę do Ihlary zahaczając po drodze o jezioro
Do Goreme wróciliśmy już po ciemku, gdzie po szybkich zakupach urządziliśmy sobie małą imprezę (fakt że trochę spóźnioną) z okazji przebycia połowy zaplanowanej trasy. Przy okazji obmyślaliśmy co dałoby się w dalszej części naszej podróży zmienić aby była ona jeszcze ciekawsza. Ja rzuciłem pomysł aby pojechać dalej na wschód, bo co to za tramping po Turcji bez wizyty w Kurdystanie! Pomysł mój spotkał się z dość ciepłym przyjęciem, zwłaszcza po odnalezieniu stosownych fragmentów w przewodnikach. Niestety został on dość szybko i brutalnie odrzucony przez Piotrka, który stwierdził że nie mamy dość czasu (mimo zarobionego jednego dnia), aby tak bardzo zmodyfikować naszą trasę. Jako pociechę stwierdził, że co najwyżej możemy się zastanowić nad dojechaniem do Dyarbakir - nieoficjalnej stolicy Kurdystanu - słynącej również jako światowa stolica arbuzów, gdyż stamtąd będzie nam łatwiej znaleźć autobus do Ankary. Brzmiało to nienajgorzej, ale pozostawał w nas niedosyt, zwłaszcza gdy dowiedzieliśmy się od Piotrka, że poprzednia grupa dotarła dużo bardziej na wschód - aż do Tatvan nad zachodnim brzegiem jeziorem Van, korzystając z tego, że mieli źle zarezerwowane bilety powrotne na samolot i zamiast 20 dni, mieli 22 dni do wykorzystania w Turcji. Ponieważ byłem zdeterminowany aby dotrzeć do Kurdystanu, a czasu było na to zdecydowanie za mało, wiec ... wymyśliłem skąd wziąć 2 dni czasu. Otóż jak się okazało, jako jedyny przeczytałem dokładnie fragment przewodnika dotyczący środków transportu w Turcji, co w tym momencie bardzo mi się przydało - zaproponowałem mianowicie powrót do Istambułu ... samolotem z ... Van, miasta na wschodnim brzegu jeziora o tej samej nazwie. W pierwszej chwili pomysł wydał się wspaniały (przejechalibyśmy praktycznie przez cały Kurdystan!), ale zupełnie nierealny ze względów finansowych, jednak po dokładniejszym przeanalizowaniu i porównaniu z kosztem przejazdu autobusem okazało się, że nie musi to być takie głupie rozwiązanie, oczywiście jeśli bilet na samolot nie będzie zbyt drogi. Aby jednak pomysł pogrzebać, Piotrek stwierdził - "No dobrze, ale gdzie my kupimy bilety ? Bo o kupowaniu biletów dopiero w Van nie ma mowy". Byłem jednak na to przygotowany - ponieważ mieliśmy być w Urfie, a na mapie było zaznaczone iż Urfa posiada lotnisko, więc dość naturalnym było, że musi mieć też przedstawicielstwo THY - tureckich linii lotniczych obsługujących połączenia krajowe. Szybki skok do plecaka po przewodnik utwierdził mnie w tym przekonaniu - podałem Piotrkowi adres i telefon biura THY w Urfie. Tym sposobem Piotrek nie mógł dłużej opierać się, aby przynajmniej sprawdzić w Urfie ile mogłaby taka podróż nas kosztować. Ostatecznie zdecydowaliśmy tylko tyle, że wszystko okaże się w Urfie, gdy zobaczymy jak będziemy wyglądać z czasem, połączeniami autobusowymi do Ankary i Dyarbakir, no i ceną ewentualnego przelotu. Wieczorem, po imprezie Piotrek postanowił, że spróbuje zapłacić tubylcowi
za hotel, bo rano nie będzie za bardzo czasu na to.
|