Powrót
Powrót

Abstrachując od zapierających dech widoków podczas drogi powrotnej była to Droga Przez Mękę.

Tym razem pociąg, którym podróżujemy kieruje się bardziej na południe Kazachstanu, w stronę Morza Aralskiego. Przy przekraczaniu granicy Kirgisko-Kazachskiej znowu pojawiają się problemy z rzekomą wizą. Rozpoczyna się pasmo kontroli paszportowych i pytań. Podczas jednej z takich kontroli urzędnicy domagajš się łapówki. Ponieważ tym razem nawet gdybyśmy chcieli nie mamy fizycznie już tyle pieniędzy ile oni chcą więc ostatecznie kończy się na 30$ od wszystkich. Tym sposobem zostaje nam resztka waluty na pociąg z Moskwy do Polski. Jednak na tym incydencie nie kończą się nasze problemy. Do chwili aż przekroczymy granicę z Rosją mamy 11! kontroli paszportowych. Co stacja wchodzi nowa ekipa i rytuał rozpoczyna się od początku: pokazywanie paszportów, tłumaczenie. Metodą jest twarde obstawanie przy swoim i... trochę szczęścia. My je mamy - tylko ci jedyni chcieli łapówkę.

Pustynia Kyzył-Kum

Od granicy z Kirgizją posuwamy się wzdłuż Syr-Darii. Początkowo tory kolejowe prowadzą wśród malowniczych wzgórz, fantastycznie powyginanych skał i rzeźbionych wiatrem zboczy. Co pewien czas pociąg zagłębia się w czarne czeluście tuneli wydrążonych w mijanych wzniesieniach. Kolejnego dnia wzdłuż linii kolejowej pojawiają się pierwsze oznaki bliskości pustyni Kyzył-Kum. Miejsce zielonego dotychczas horyzontu i trawy porastającej nasyp zajmują nieskończone przestrzenie piasku. Żółty, płaski dywan ciągnie się po horyzont po obydwu stronach wagonu. Skąpa roślinność tylko miejscami tworzy zielone plamy na tym dywanie. Co kilkaset kilometrów pojawiają się wioski. Kilka rozsypujących się domów zbudowanych z gliny zmieszanej z łajnem otoczonych skąpym płotem. Całość niejednokrotnie na wpół przysypana piaskiem. Wokół domostw majestatycznie przechadzają się lub wylegują wielbłądy. Z resztą zwierzęta te będą nam towarzyszyć przez pierwsze dwa dni naszej podróży. Ich widok w naturze jest dla nas niesamowity i przywołuje skojarzenia z książek podróżniczych przeczytanych w młodości.

Widok tej pustynnej krainy jest niesamowity. Woda jest tutaj rzadkim rarytasem. Jedyne jej źródła jakie dostrzegamy znajdują się pośród mijanych gospodarstw. Na pustyni zaś jadący pociąg napotyka jedynie wyschnięte, słone jeziora połyskujące w słońcu swym biało-srebrnym blaskiem.

Pustynia Kyzył-Kum

Upał na zewnątrz daje się nam we znaki. W wagonie jest wprost nie do wytrzymania. Tubylcy jakoś to znoszą. Z nas pot leje się strumieniami i nie ma sposobu aby zrobiło się choć trochę chłodniej. Ogromną popularnością cieszą się wszelkie chłodne napoje roznoszone po pociągu. Niektóre z nich sš tak chłodne, że wręcz na wpół zamrożone. Ciekawi jesteśmy skąd tutaj ten lód. Słyszymy jednak przestrogę aby uważać na butelkowane wody ponieważ wielu ze sprzedających napełnia zużyte butelki zwykła wodą, zakręcają a potem sprzedają jako nowe. Teraz już wiemy dlaczego wszyscy oni zbierajš pozostałe po wypiciu puste butelki. Nawet w nocy nie robi się wiele chłodniej. Przez dwa dni czujemy się jak w saunie. A leżenie na karimacie i wylewanie z siebie litrów potu nie zależy do przyjemności. Oczywiście okna w wagonie praktycznie nie otwieraja się. Dochodzimy do wniosku, że trzeba było wykupić pościel - zawsze lepiej pocić się na prześcieradle niż na sztucznej karimacie. Na postoju co niektórzy z nas, wespół z innymi współpasażerami polewają się zimną wodą z hydrantów służących do napełniania zbiornków wody w wagonach.

Sytuacja zmienia się, kiedy mijamy Morze Aralskie i kierujemy się w stronę Uralu. Morze widzimy tylko daleko na horyzoncie. Ale dokoła robi się zielono i chłodniej. To znak, że woda niedaleko.

Okolice Morza Aralskiego

Tradycyjnie już podczas podróży pojawiają się w pociągu sprzedawcy "obnośni". Tym razem wachlarz oferty jest bardzo szeroki i zmienia się w zależności od naszego położenia na mapie kraju. Rozpoczyna się od sprzedaży ręcznie haftowanych hust, narzut i obrusów. Kiedy mijamy Morze Aralskie w ofercie są wędzone ryby. Kolejne kilometry przynoszą sprzedawców oferujących grube wełniane rękawice, skarpety i ocieplacze na nerki. Ostatnim elementem są wyroby ze skóry: czapki i rękawice.

Żal nam opuszczać ten piękny kraj. Kraj bezkresnych przestrzeni i niesamowitych widoków. Jesteśmy świadomi, że to co zobaczyliśmy jest tylko małą cząstka faktycznego bogactwa Kirgizji i Kazachstanu. To co na pewno na długo pozostanie nam w pamięci to właśnie widok wielbłądów biegających wzdłuż torów kolejowych. Wielbłądów lub jak my je nazywaliśmy "garbatych łoszadzi".

Po trzech dniach podróży wysiadamy na dworcu Moskwa Kazańska. Ponieważ niektórzy z nas chcą przy okazji obejrzeć Plac Czerwony i kawałek Moskwy postanawiamy po wielu burzliwych dyskusjach jechać dopiero wieczornym pociągiem. Kiedy docieramy na właściwy dworzec okazuje się, że są problemy z zakupem biletów. Ganiamy od kasy do kasy aby dowiedzieć się o możliwości oraz cenę biletów. W końcu udaje się - mamy miejsca kupiejne i wyjazd o 22:13.

Korzystając z wolnego czasu udajemy sią na szybkie zwiedzanie Moskwy. Padający deszcz nie zachęca do spacerów. Odwiedzamy Plac Czerwony, CUM (Centralnyj Uniwiermag) i przechadzamy się po głównych ulicach. W końcu wsiadamy do pociągu, który zawozi nas do Brześcia.

Jeszcze tego samego dnia przekraczamy granicę i jesteśmy w Polsce. Nasza wyprawa dobiegła końca. Jest piątek, 21 lipca.


Wstęp


29.10.2000 © Szymon Trocha. Prawa autorskie zastrzeżone. Żadna częœć niniejszego tekstu nie może być nigdzie publikowana ani rozpowszechniana w jakiejkolwiek innej formie (włączając w to umieszczanie na innych serwerach w Internecie) bez pisemnej zgody autora.
e-mail | mapa | logistyka | podróż | TienSzan | Kirgizja | osprzęt |

(c)Szymon Trocha 2000
HOME