Wyjeżdżamy z Polski 3 września pociągiem, kierując się przez Terespol i Brześć do Moskwy. Dostać się na Kamczatkę można tylko samolotem (no można jeszcze dopłynąć statkiem). Już w Polsce, korzystając z dobrodziejstw Internetu, zakupiliśmy bilety w moskiewskim biurze podróży Maria Travel. Kupowaliśmy je miesiąc wcześniej, a i tak były problemy z wolnymi miejscami. Wylot mamy z lotniska Domodiedowo 5 września, we wtorek, o godz. 17:00, a sam lot trwa ponad 8 godzin. Na pokładzie podano nam dwa ciepłe posiłki.

Widok z IŁ'a-96 lądującego w Pietropawłowsku jest niesamowity - tuż koło lotniska wznosi się wulkan. Po kontroli paszportowej, która odbywa się jeszcze w samolocie i wyjaśnieniach co do celu podróży (jesteśmy jedynymi odbcokrajowcami na pokładzie) możemy wyjść na płytę lotniska. Jeszcze tylko odbiór bagaży w baraku z taśmociągiem we wnętrzu, do którego bagaże wrzucane są przez otwór w ścianie i jedziemy busem do miasta (lotnisko jest w Elizowie).
Noc spędzona w hotelu Gejzer w Pietropawłowsku kosztuje nas dwa razy tyle co miejscowych. Inne hotele są jeszcze droższe i mają ceny w $. Dojechać do Kluczi, która jest punktem wypadowym na Kluczewską Sopkę, nie jest łatwo. Pierwszego dnia okazuje się, że nie ma biletów na jedyny kurs autobusu. Pozostaje tylko czekać. W tym czasie w Elizowie załatwiamy w agencji Fokus pozwolenie na przebywanie w rejonie Kluczi, które należy do strefy wojskowej. Kosztuje nas to 20$/os. W Elizowie poznajemy Gienadija, który jest byłym lotnikiem, a aktualnie instruktorem paralotniarstwa. Ten sympatyczny człowiek zaprasza nas do siebie na nocleg i okazuje szczerą pomoc i zainteresowanie.

Kolejny dzień to sobota. W deszczowy poranek wychodzimy na dworzec autobusowy w Elizowie i z pomocą Gienadija udaje nam się kupić bilety do skrzyżowania drogi na Kluczi i do Esso. Innych nie ma. Po siedmiu godzinach podrózy w zatłoczonym autobusie dojeżdżamy do razwiołki. Tam zabieramy się stopem w dalszą podróż chcąc dogonić autobus nr 218 jadący do Kluczi, który niedawno jechał. Doganiamy go na przeprawie promowej przez rz. Kamczatkę. Są już wolne miejsca i tym sposobem dojeżdżamu do Kluczi - wioski, do której wjazdu pilnuje żołnierz. Okazuje się, że nasze pozwolenie jest nic nie warte bo nikt się nami nie interesuje. Zmarnowane 20$!

Jeszcze tylko napełniamy butelki od maszynki w tutejszej stacji benzynowej i zatrzymujemy się na nocleg w znajdującej się niedaleko banku gostinicy (100 rubli/os).

 
Rozmiar: 16853 bajtów
Wyprawa była możliwa dzięki wsparciu ze strony naszego sponsora:
Nasz sponsor - MountWave
 
copyright  
URAL
KAUKAZ
TIEN-SZAN
E-mail