Wioski i miasteczka
Poza
kontemplowaniem cudów przyrody wysp Zielonego Przylądka
niesamowitej przyjemności poznawania lokalnej kultury dostarcza
wędrówka przez rozsiane wzdłuż ribeiras
wioski lub miasteczka. Każde z nich ma coś do zaoferowania. Być może
będzie to lokalny targ, miejscowy bar gdzie podają kabowerdańską
specjalność cachupę (pożywna mieszanka fasoli, kukurydzy, słodkiego
ziemniaka, jajka i mięsa), warzelnia grogu czy po prostu spotkanie z
miejscowymi. Jeśli zaś o to ostatnie chodzi, to przywołuję w pamięci
roześmianą gromadkę małych dzieci, które najpierw wskazały
nam drogę z Hortelao do Serra Malagueta, a później wytrwale
towarzyszyły nam aż do ostatnich zabudowań wioski. Oraz wizytę Jean
Baptiste, jak się przedstawił, w okolicach Leoginha. Przyszedł do nas w
odwiedziny z rodziną. Z ciekawością popatrzeli jak gotujemy kolację na
maszynce benzynowej, posiedzieli i pouśmiechali się. Tu i poprzednio
przydały się pamiątkowe pocztówki z widokami z Polski,
które wzięliśmy ze sobą z kraju. Jedyne co nam przeszkadzało
w bezpośrednich kontaktach to bariera językowa.
Wędrując
przez wioski wielokrotnie przekraczaliśmy uprawy bananów,
mijaliśmy plantacje fasoli czy trzciny cukrowej. I z podziwem
patrzeliśmy na kobiety korzystające z własnej głowy jak z torby na
zakupy. Szczególne wrażenie robiły te z nich,
które kroczyły z ogromnym naręczem chrustu po stromych
kamienistych ścieżkach. W wioskach warto przyglądać się
różnorodnym zabudowaniom. Dominują niewielkie domy zbudowane
z kamieni, kryte strzechą. Ale też mijaliśmy fragmenty dolin gdzie
wszystkie domy były kryte dachówką.
Choć
w górach jedynym pewnym miejscem noclegowym będzie własny
namiot to w większych skupiskach ludzi jak Ribeira Grande, Assomada czy
Tarrafal zawsze znajdziemy jakiś niskobudżetowy hotel. Oraz miejscowy
snack-bar. W wioskach zdarza się znaleźć sklepik lub trzeba popytać czy
ktoś nie sprzedaje wody.
|
|